Vanitas vanitatis !

Vanitas vanitatis vanitatorum vanitatuensis! 
Marna marność marnością pogania!
Doszły mnie dziś słuchy i naszły przemyślenia na temat marności mojego życia, co sprowadza się do kilku spraw:
Jak mawiał mój kolega (który mnie zresztą teraz nienawidzi)- ludzie zazwyczaj wiedzą, co zrobić z danym problemem. A że tego nie robią- to już inna sprawa. Innymi słowy: każdy problem ma rozwiązanie, jak nie ma rozwiązania, to nie ma problemu.
Zastanawiające jest to, że wolę się przez pół roku przejmować jakąś rzeczą, niż ją załatwić raz, a dobrze. Coś w stylu: muszę iść do fryzjera, muszę iść do fryzjera, bo jak ja wyglądam... no naprawdę muszę... ale nie idę. Muszę zmienić sobie okulary, bo stare mi się nie podobają... no ale jeszcze nic nie zrobiłam w tym kierunku. Muszę wreszcie gdzieś zanieść cv, ale teraz jest za zimno, potem za gorąco, potem buty mi się zepsują, no i jak ja mam to zrobić? Mam zrobić prawo jazdy, ale pracuję na 3/8 etatu i szukam dodatkowej pracy (tzn. tak szukam, że nie szukam, ale nieważne), więc jak ja mam to czasowo pogodzić? Ja nie mam na to czasu! Po prostu paranoja :P
Kolejna sprawa: moją receptą na szczęście jest redukcja oczekiwań. Uznajmy, że dzień, który zaczyna się dobrze, w trakcie którego nie dzieje się nic nieprzewidzianego i który również kończy się dobrze, jest dniem udanym. Nie, nie dniem zmarnowanym, udanym! Zainteresowań dużo nie mam, emocji nie potrzebuję, jeśli w ciągu dnia nie wydarzy się nic złego, to uznajemy dzień za udany!
Myślicie, że to smutne? Może i trochę tak, ale wolę żyć sobie zwyczajnie i prosto, bez wzlotów i upadków. Po co mi to? Po co ja się mam czymś stresować? I tak przecież nic z tego nie będzie!
Trochę to brzmi jak życie starej baby... No ale to przecież nie moja wina, tylko innych! Ich wina! Wina Lenina, Putina, Rywina! I Tuska, to jest zawsze Tuska wina!

Komentarze

Popularne posty