Recenzja: Piwo Łomża Lemonowe i Chłodnik Krasnystaw

Wakacje trwają, a ja rozwijam w sobie nowe zdolności, odkrywam nieznane obszary ludzkiej nad i podświadomości, obserwuję świat zmieniający się jak w kalejdoskopie... 
Ponieważ pogoda sprzyja wypoczynkowi, rodzina wyjechała na wczasy pod gruszą, a ja, jako pracownica niewolnica, musiałąm zostać sama w mieście. Samotne prowadzenie ("prowadzenie" to w moim wypadku słowo na wyrost. Równie dobrze można by powiedzieć, że pijany prowadzi rower, choć każdy wie, że to rower prowadzi pijanego) gospodarstwa domowego to nie lada wyzwanie. Obserwuję, jak szybko obniżają mi się standardy. Krok pierwszy- w kubku po herbacie można jeszcze raz zrobić herbatę bez mycia. Zmiany smaku herby są dozwolone. Krok drugi- talerz po kanapce jest czystym talerzem. Krok trzeci- wafle ryżowe to pełnowartosciowe śniadanie...

Piwo Łomża Lemonowe - bardzo dobre piwo! Chętnie bym się go napiła w autobusie rano, jadąc do pracy :D Skład- nie ma słodziku, jest tylko syrop glukozowo- fruktozowy, a to przecież sama natura, glukoza to podstawowy cukier prosty, paliwo dla neuronów, a fruktoza to cukier gronowy, roślinny! Smakuje naprawdę jak piwo plus lemoniada. Kolejny plus- Łomża nie wyciera sobie gęby nazwą Radler, niepolską i nieznaną w kraju nadwiślańskim, tylko zwyczajnie, po ludzku się nazywa Piwo Lemonowe- jasne? Proste! Podobają mi sie paski na puszce, kojarzą mi się ze strojem ludowym albo w jakimś PRLowskim plakatem i klimatem :)
Chłodnik Krasnystaw- nie wiem, jak by tu go ocenić, więc powiem najprościej- więcej go nie kupię. W sklepie obok mojej pracy są różne jedzonka i o ile Macę Chabra, Sok Brzozowy Oskoła, Maślankę Milko czy Kefir Robico mam zamiar kupowac nadal, to na chłodnik się więcej nie skuszę, choć wypiłam całą butelkę, więc tragiczny nie był. Zapach- czosnek. Smak- koperek. Dominuje kwaśna nuta, trochę za mało glutaminianu sodu. Duża butelka 500ml, cena jak widać 2,80.
A na zakończenie Mint Chocolate Frostito w KM, w piętrowym pociągu. Lubię, ale nie lubię tych małych kawowych ziarenek, które tam pływają, nie mają kompletnie żadnego smaku, konsystencja dość dziwna, szczerze mówiąc zawsze mam pierwszą myśl, że to kawałki plastiku ;)
Wracałam też pociągiem i całą drogę koło mnie siedziała dziewczyna, słuchała muzuki czy tam spała sobie, dwie stacje przed końcem przyszedł kontroler biletów, ja daję mu kartę miejską (bo to już strefa miejska była), a dziewczę- Ja bym chciała kupić bilet...
Na to kanar- jak pani nie ma biletu, to płaci pani karę, albo specjalny bilet za 66zł plus koszty przejazdu (czyli to, co zdążyła przejechać na gapę). A ona na to, że czemu i jak to, wielkie nieba ona nie wiedziała, no dobrze, foch foch, ona zapłaci ten bilet, ale poprzednim razem kupiła u konduktora i nikt jej nie robił problemów...
Cfaniaczka się znalazła, na każdych drzwiach pociągu jest napisane, że podróżny bez biletu jest zobowiązany  do wejscia do pociągu pierwszymi drzwiami i zakupienia biletu u konduktora, pfff! No to się przejechała z Łowicza do Warszawy za 70zł, dobrze jej tak.

Komentarze

Anonimowy pisze…
Nie pomyślałaś ile razy jej się udało przejechać w ten sposób? ;)
Znam takich, którzy góra raz na rok płacą karę, a jeżdżą codziennie.
Teraz porównaj to z kosztem swoich miesięcznych z całego roku... ;)
I już nie będzie tak do śmiechu, że jej wlepiono karę ;)
Nie popieram jeżdżenia bez biletu, ale... nie popieram też cieszenia się "nieszczęściem" innych :)

Popularne posty