W poszukiwaniu straconego orzeźwienia

Słyszałam głosy, że mogłabym coś napisać, więc piszę. Poszukiwanie straconego orzeźwienia zawiodło mnie do sklepiku Absynt (wcale nie dlatego, że go mijam w drodze z pracy ;)), gdzie straciłam 5,90 na Zlatopramen Radler. Kompletnie nie znam się na piwach, więc mogę nie docenić głębi smaku Zlatopramena, ale moim zdaniem smakuje jak Łomża Lemonowe.
Wstawiam zdjęcie etykiety, gdyby ktoś chciał się pośmiać z czeskiego języka. Czasem się zastanawiam, czy dla Czechów polski jest tak samo śmieszny, jak dla nas czeski ;) Moim zdaniem piwa dzielą się na: 1) tanie paskudztwa dla dresów (typu Tatra czy Harnaś, z góry przepraszam koneserów tych napitków), 2) piwa jak piwa, czyli te najbardziej popularne marki- Lech, Warka, Tyskie (*nie wiem, gdzie umieścić Królewskie- czy w grupie 1 czy 2), 3) piwa jak piwa, ale trochę lepsze- Łomża, Perła, jakieś tam Namysłowskie, Lwówek itd, 4) dziwne piwa dla koneserów- Paulaner, jakiś Pilsner, Heineken, irlandzkie, ciemne itd. (było jeszcze takie piwo, pamiętam, że je kupowałam jakieś 8 lat temu w Tesco, jak szliśmy na ognisko, z tych droższych, w zielonej butelce, jakaś chyba niemiecka nazwa, wydaje mi się, że na S, więc na pewno nie na S, teraz chyba nie ma już tej marki, ale jak ktoś by skojarzył- piwo podobne do Heinekena, ale już wycofane, to niech mi napisze, bo teraz sobie o tym przypomniałam i będzie mnie dręczyć) 5) piwokształtne wynalazki- Radlery, Gingersy, Reddsy.
Tyle się naczytałam w internecie o zielonych sokach, że postanowiłam sama spróbować. Pierwsza próba była ciężka, bo miałam kiepski blender, więc się namęczyłam, miksując pietruszkę, pokrzywę (tak) i banana. W smaku też nie było zbyt rewelacyjne, chyba źle dobrałam składniki. Jednak postanowiłam spróbować ponownie, bo w internetach natrafiłam na dość ciekawy przepis, oparty na bananie i szpinaku. To naprawdę nie jest takie ohydne, jak się wydaje :) Dziś Wero degustowała i stwierdziła, że od biedy może pójść za koktajl owocowy.
Mój przepis to: 1 banan, 2 garści szpinaku baby, jedno kiwi i czasem jeden ogórek, łyżeczka oleju (żeby niby witaminy rozpuszczalne w tłuszczach się w tym rozpuściły). Jak wrócę do domu, to podliczę, ile taka jedna porcja kosztuje, ale na pewno takiej niż jakiś smoothie w Coffee Heaven. Piję od poniedziałku, a dziś jest piątek (tak, tak! o Losie, dziś jest wreszcie piątek T_T ), mam cel wytrzymać tydzień. Nie chodzi mi o to, że to jest niedobre, bo spokojnie mogłabym to pić codziennie, ale trzeba kupić składniki, a potem posprzątać ;) Bardzo podoba mi się idea tych soków, bo mało kto zje dziennie tyle zieleniny, przecież nie jestem krową ;) Niby powinnam zjadać dużo warzyw i owoców, bo mięsa teraz wcale nie jem, więc coś jeść muszę (nie same kanapki z serem), no ale trudno się zmotywować i zjeść na raz całego ogórka, banana, kiwi i jeszcze tyle szpinaku nie w wersji z makaronem. A to jest taka wersja "na cheatach"- niby zjadasz, ale łatwiej, bo w wersji płynnej. 

Ten tydzień jakoś mi miło upłynął, bo codziennie miałam coś ciekawego do roboty, albo poszłam do cioci na kolacyjkę, albo z Olą i Wero do Trattorii Rucola na Saskiej Kępie, albo Wero do mnie wpadła i razem oglądałyśmy tv :P Bardzo fajna jest ta Trattoria, ale trochę fajniej by było, gdybym tam była z jakimś miłym panem ;) Trudno, ja już z tego wyrosłam!



Komentarze

Popularne posty