O zalotnicy niebieskiej

Nie będę pisać notek o kosmetykach, bo nie wychodzą mi ładne zdjecia, poza tym po odwiedzinach bloga Uroda i Włosy stwierdziłam, że tego nie przebiję i nie ma nawet co próbować ;) zresztą nie mam środków na kupywanie co tydzień koszy nowych kosmetyków, żeby mieć o czym pisać. Nie moja bajka (a nawet Bajkał czy Baikal Herbals)

Z twórczością Marii Pawlikowskiej- Jasnorzewskiej spotkałam się pewnie w LO, jak to zwykle bywa z większością literatury pięknej. Z jednej strony mam wrażenie, że wpisanie jakiejś książki do kanonu lektur to najlepszy sposób, żeby ją obrzydzić ludziom, ale z drugiej jest to jakaś motywacja (przynajmniej dla niektórych), żeby sięgnąć po daną książkę. Jest pewna "baza" powieści, dzieł kultury, do których często pojawiają się odniesienia w filmach, innych książkach, artykułach. Taka sieć związków i odniesień, którą wypada znać, żeby się móc jakoś orientować w tym "kulturalnym" świecie. Nie będę tu wymieniać konkretnych książek, bo sama mam spore braki- nie czytałam "Czekając na Godota", ani "Czarodziejskiej Góry" ;) Za to "Nad Niemnem" bardzo mi się podobało. Nie rozumiem, czemu kogoś nudziły te opisy, przecież miłość Jana i Justyny wyciska łzy z oczu!


Wracając do tematu- ostatnio wpadły mi w ręce dwie bardzo ciekawe książeczki, autorstwa Magdaleny Samozwaniec, czyli siostry Pawlikowskiej. "Maria i Magdalena" oraz "Zalotnica niebieska", które są w sumie hołdem dla przedwcześnie zmarłej tej "wróżki, boginki poezji", jak o niej pisze siostra. Warto przeczytać te książki, jako wnikliwe studium życia i mentalności ludzi z tamtej epoki, a także jako "oprawę" dla poezji Pawlikowskiej ("Lilki", jak była nazywana przez rodzinę i przyjaciół). Dowiemy się o niezwykłej wrażliwości tej nimfy, o jej trzech małżeństwach, o wielkiej i namiętnej miłości do Pawlikowskiego, która zresztą skończyła się rozstaniem, bo niestety poetki również są zdradzane, a wszystko to przy akompaniamencie pięknych liryk.

Dobrze by było mieć choć trochę takiej poezji w sobie, przeżywać miłość, radość, czy smutek tak pięknie, jak w moim ulubionym wierszu

To srebrny prąd ich skrzydeł tuż przy mnie szeleszczy
to giną rzutem strzały jak ścigane w dali
och radość życia - naprzód dalej zawsze dalej
w rozjaśnionym eterze ciągiem białych dreszczy -

w ogromnej fali słońca w moim oknie stoję
z głową w tył przechyloną spoglądam w ich stronę
och dziś mi duszę drażą moje sny spełnione -
dzisiaj chciałabym krzyczeć - gonić szczęście moje

i świat objąć uściskiem i zapomnieć siebie
i rwać tam w wyzłocone przestrzenie bez końca
wijąc białą girlandę skrzydeł na cześć słońca
jak szaleją gołębie na jaskrawym niebie - 


Co może być piękniejszego, jakie słowa lepiej opiszą uczucia zakochanej kobiety, która w sercu ma słodką, ciepłą pewność, że to wzajemne, że on kocha, że jest blisko, że żadne ciemne chmury nie zaćmią tego szczęścia... Kto raz coś takiego poczuł, ten jest bogaty. Inna sprawa, że to szczęście nigdy nie trwa wiecznie, ale przez tą jedną chwilę jest nieśmiertelne.

Tym chciałabym się z wami podzielić. Życie może być brzydkie i prozaiczne, ale warto czasem popłynąć, popatrzeć trochę wyżej, poszukać czegoś pięknego, jakiejś metafory (zawsze najlepiej mi się myśli o takich rzeczach przez snem i potem zapominam, co wymyśliłam), pomyśleć o duszach bzów i jaśminów, o rosie, o zorzach, o mgłach, motylach... Wtedy staniemy się trochę lepsi i trochę poezji zagości w naszym życiu, jak delikatny zapach, unoszący się w powietrzu.


Komentarze

Popularne posty