Narzekanie na przemijanie i Revlon Colorstay

Zbliżają się święta listopadowe i po odwiedzinach cmentarza naszło mnie kilka refleksji na temat przemijania. Koleżanka podesłała mi linka do bloga jakiegoś jej znajomego, trenera TU!. W skrócie- ma (miał) syna w naszym wieku, rocznik '86. Miesiąc temu wykryto u Janka (nie znałam chłopaka, ale co będę pisać "tego", "on", "jego") nieoperacyjnego guza mózgu. Miał pożyć jeszcze 3 miesiące, pożył 3 tygodnie. Był człowiek- nie ma człowieka. Możecie sobie poczytać te wzruszające, ale też mądre notki. Ja bym nie potrafiła w takiej sytuacji chyba sklecić dwóch zdań, a co dopiero takie przemyślenia.

"Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą. To nie jest poetycki banał. To jest diagnoza z operacji wyrywania serca na żywca..."

Smutek. Z jednej strony kto się urodził, ten też umrze i to jest oczywiste, ale jak żyć, cały czas o tym myśląc? Można by stwierdzić, że życie to zbędny wysiłek, bo i tak każdy skończy tak samo. No ale mało kto tak twierdzi, a nawet jeśli ktoś tak twierdził, to już go nie ma wśród nas. 
Gdzieś usłyszałam takie mądre zdanie, że ludzie, którzy umierają, nie odchodzą, tylko się przenoszą do naszego serca. Taki banał, ale można sobie powtarzać, żeby sobie dodać otuchy. Ludzie i zwierzęta, oczywiście :)
Niedawno zmarł ten hitlerowiec, którego złapano w Argentynie i deportowano do Włoch. Do końca życia miał chyba przekonanie, że Hilter miał rację, a po śmierci nikt nie chce, żeby go pochować w danym miejscu. Włochy go nie chcą, Niemcy go nie chcą, jego rodzinne miasto go nie chce, co zrobić? Wystrzelić w kosmos chyba ;)
TU! możecie obejrzeć kilka zdjęć, które zrobiłam kilka lat temu na Powązkach. Nie krytykujcie mnie za głupie tytuły po angielsku.
na Wólce Węglowej

na Wólce Węglowej 
Kończę tematy ściśle cmentarne i wracam do wątku kosmetycznego. Skoczyłam dziś do Rossmana, po TEN! krem, ale niestety go nie znalazłam. Niepocieszona wrzuciłam do koszyka dwie maseczki Ziaji, wymazałam rękę cieniem Color Tattoo (nie zeszło po 2 myciach) i podeszłam do szafy Revlona, popatrzeć na podkłady. Przy szafie stała pani ekspediantka i coś tam upychała czy wycierała kurze. Gdy podeszłam i zaczęłam oglądać colorstaye, zapytała się mnie, czy pomóc w wyborze koloru. Okazało się, że to nie była zwykła rossmanowa ekspediantka, tylko wizażystka (tak miała napisane na identyfikatorze), miała różne pędzle i pomazała mnie podkładem, co było bardzo przyjemne :) W sumie nie doradziła mi nic odkrywczego, bo dobrała mi kolor, który ja sama bym sobie wybrała na podstawie swatchy z internetu (czyli 150 Buff), ale przynajmniej chwilę pogadałyśmy o technikach aplikacji itd. Przekażę dla potomności, pani poleca Beauty Blender, a z tańszych gąbeczki z Inglota. Na pewno zdecyduję się na ten podkład, gdy moja sytuacja finansowna się trochę ociepli.

Miałam napisać recenzję ciastek Brzydkie& Dobre, ale to już innym razem. Jeśli kogoś obraziło zestawienie tych dwóch tematów (śmierć i kosmetyki) to serdecznie przepraszam.


Komentarze

Popularne posty