Teneryfa- pierwsza notka o tematyce podróżniczej

Zaczynam dziś jednoodcinkowy cykl, poświęconym podróżom. Po podróży stwierdzam niezbicie, że choć obce kraje są ciekawe, piękne i egzotyczne, to są nadal obce i obcymi dla mnie pozostaną, więc na razie następnych podróży nie planuję, a czemu, o tym zaraz więcej napiszę.
Podróż w ciepłe kraje była planowana od dawna, jako że udało się nam odłożyć jakieś pieniążki, a jak wiadomo, pieniądze trzeba jakoś wydać, najlepiej na rozrywkę, gdyż kto na rozrywkę poskąpi, ten nie zyska, lecz straci. Wytypowałyśmy Teneryfę, kupiłyśmy w last minute wycieczkę, która trzy dni później była tańsza jeszcze o 700zł (ból pewnej części ciała) spakowałam moje okulary Solano i wyleciałyśmy!
Była to moja pierwsza podróż samolotem, więc tym bardziej wrażenia były przeogromne, byłam przejęta co najmniej jak stonka przed wykopkami, bo wcześniej na lotnisku bywałam tylko jako gość. W czasie lotu emocjonowałyśmy się co najmniej jak Janusze z Siedlec, do tego stopnie, że każda nagrała filmik komórką ze startu i z lądowania, mamy zadatki na Japończyków :) Robiłyśmy także zdjęcia w trakcie lotu, bo jak pilot powiedział, że przelatujemy nad Mont Blanc, to nie sposób nie zrobić zdjęcia, a nóż widelec akurat Mont Blanc wejdzie w kadr :)
Matterhorn może jeszcze bym poznała z góry, ale nieważne, liczą się chęci. Po wylądowaniu na Teneryfie miałyśmy zapewniony dowóz do hotelu z podziwianiem panoramy wyspy, bo akurat nasz hotel leżał po drugiej stronie, więc trzeba było objechać pół wybrzeża. Dało się zauważyć, że południowa Teneryfa wygląda jak Ursynów w trakcie budowy metra, wszędzie jakieś górki, kupy piachu, wąwozy, kamienie, kaktusy i skały. Po dojechaniu na północne wybrzeże widok się zmienił, nagle pojawiła się nieprzyzwoita wręcz ilość roślinności, jakieś chaszcze z nasturcji, palmy, drzewa, plantacje bananów- wszystko wkomponowane w zbocza i pofałdowany krajobraz, widziałam co najmniej kilka domów, które teoretycznie już jutro powinny zlecieć do wąwozu.

Taki miałyśmy widok z balkonu, trzeba przyznać, że nienajgorszy, niestety morze było tylko z jednej strony, więc osoby po drugiej stronie korytarza miały widok tylko na supermarket i zbocze z palmami, może też fajne, ale ocean lepszy, a zachód słońca nad oceanem najlepszy!
Widok na basen też całkiem niezły, przynajmniej z daleka, gdy nie widać było metryki zalegających tam ciał, bo z bliska okazywało się, że nie bardzo jest na co patrzeć, no chyba, że ktoś chce patrzeć na Niemców na emeryturze, są takie perwersje, ale to oddzielny temat.

Wypożyczonym samochodem pognałyśmy na Playa de las Teresitas, która na zdjęciach prezentuje się tak
Dodaj napis
natomiast w ujęciu bardziej realnym wygląda tak

Miejscowa ludność wymyśliła lepszą wersję roweru wodnego- rower wodny połączony ze zjeżdżalnią.

Następnego dnia, nie bez przygód, pojechałyśmy na wulkan Teide, co miało być highlightem naszej wycieczki, zresztą co może być gwoździem programu, jeśli nie najwyższy szczyt na Teneryfie?
zdj z internetu

Tak wygląda droga na Teide, może nawet bym to zauważyła, gdyby nie to, że musiałam wtedy prowadzić samochód i się martwić, jak stamtąd wrócimy. Właśnie do tego sprowadza się problem ze zwiedzaniem i podróżowaniem- że oprócz zwiedzania i podziwiania tych pięknych widoków trzeba się martwić, jak tam się dotrze i jak się wróci, że plecak ciężki, że zimno albo gorąco, albo człowiek jest głodny i martwi się, czy zdąży do hotelu na obiad. To chyba trochę za dużo jak dla mnie.
stacja kolejki na Teide
górna stacja kolejki
Za jedyne 26 euro można wjechać kolejką jeszcze kilometr w górę i podziwiać panoramę wyspy i morze chmur. Przyjechałyśmy w miarę wcześnie, więc uniknęłyśmy kolejki do kasy jak na Kasprowy Wierch.

Ciąg dalszy nastąpi, w następnej notce napiszę min. o tym, czy udało mi się kupić rum z Indianinem oraz czy Hiszpanie drylują oliwki.

Komentarze

Popularne posty