Teneryfa -cz. II

Obce kraje są obce, ale też trochę znajome, w końcu wszędzie są tacy sami ludzie, tylko mówią po hiszpańsku albo w innych językach. Pieniążki trochę inne, ale też podobne, szkoda tylko, że wartość mają inną, bo np. 34 euro za wejście do Loro Parku nie brzmi tak źle, ale 120zł już brzmi kiepsko :\ ale trudno, jak już pisałam, raz się żyje i za 10 lat nie będę opowiadać- nie byłam w Loro Parku, ale za to zaoszczędziłam 120zł!
euro- dziady, no nie take dziady w sumie
W naszym hotelu było bardzo dużo emerytów z Niemiec i Hiszpanii, do tego stopnia, że czułam się na stołówce jak w Ciechocinku, czasem w zasięgu wzroku najmłodszą osobą oprócz nas był kelner pod czterdziestkę :| . To jest warte odnotowania- że w Polsce na wakacje jeżdżą ludzie młodzi, bo pracują i ich stać, a w krajach zachodnich na wakacje jeżdżą emeryci, bo ich stać. Mieszkałyśmy na 6 piętrze i czasem w windzie spotykałyśmy różnych ludzi i odbywały się różne dziwne rozmowy. Raz jechałyśmy z kilkoma Niemcami i jeden pan się nas pytał, skąd jesteśmy.
- Spain?
- Poland
- Holand?
- Poland
- Aaa, Polen!
Kiedy indziej jechałam z dwoma dziadkami i oni sobie gawędzili. Jeden zmierzył drugiego wzrokiem (może to była dla nich forma zgadywanki, taka gra jak bingo ;)) i zadał pytanie z dociekliwością CIA:
- Dutch?
- You Dutch?
- Holland?
- No, Deutsch.
- Aaa, ja, Deutsch.
- Und du?
- OSTERREICH!
Na stołówce raz siedziałyśmy koło radosnego hiszpańskiego towarzystwa i jeden dziadek pytał się nas (w języku hiszpańsko- migowym, czyli mówił Agua coś tam coś tam i pokazywał na naszą wodę) czy pijemy wodę i czy możemy im dać, bo akurat piłyśmy wino. Potem jeszcze coś do nas nawijał i chyba go bawiło, że my nic nie rozumiemy z jego gadania i gestykulacji i tylko cichutko wytrącamy- no entiendo, no espaniol ;) Potem jeszcze kilka razy, gdy go mijałyśmy, mówił do nas agua coś tam i się śmiał, chyba to był niezły żart, na którym się nigdy nie poznałyśmy ;)

Co zachwyciło mnie w Teneryfie? 
Wspaniałe krajobrazy i przyroda, na każdym kroku widać krzewy i drzewa, które u nas są rzadkimi okazami z doniczek, aż trudno uwierzyć, że mogą być takie duże, jak na przykład olbrzymi figowiec z ogrodu botanicznego.

This is madness! Oprócz tego palmy, w tym moja ulubiona palma szparagowa, jak ją nazywałam, która naprawdę nazywa się Roystonea, po angielsku royal palm, choć po polsku palma królewska to jest co innego, a mianowicie daktylowiec królewski, który zresztą też był na Teneryfie, ja go nazywałam palma marchewka xD Po drodze na Teide przejeżdżałyśmy przez zarośla z różowymi kwuatami, podobnymi do tamaryszku, co, jak sądzę, mogło być równie dobrze tamaryszkiem kanaryjskim. Niedaleko hotelu (niedaleko, oprócz tego, że pod górę) był ogród botaniczny, gdzie zgromadzono egzotyczne rośliny z całego świata.
un jardin sur le Nil
To zdjęcie skojarzyło mi się z perfumami, które wąchałam w strefie bezcłowej, jednak albo za mało ich wąchałam, albo tak jak wszystko są przereklamowane. W ogóle strefa bezcłowa była przereklamowana, wszystko było drogie, tak samo na Teneryfie żadnego "bargainu" nie znalazłam.
Tak tam widoczek, taka sytuacja. Czarny piasek na plaży jest zdecydowanie przereklamowany, piasek to w istocie takie maciupkie kamyczki, specjalnie nie zachęcał do plażowania, a w ogóle nie jest czarny tylko szary.





Komentarze

Kocia matka pisze…
jakbyście mnie zabrały yo bym wam tłumaczyła z hiszpańskiego ;)
Kocia matka pisze…
jakbyście mnie zabrały yo bym wam tłumaczyła z hiszpańskiego ;)
Klaudia pisze…
Ciekawy artykuł, bardzo dużo fajnych informacji. Dzięki bardzo :)

Popularne posty