Weterynarze wszystkich krajów, łączcie się!

Nie mam zamiaru krzewić idei komunistycznych (jak w książce Bellagrand, fuu), ale jaka jest sytuacja, każdy wie i postanowiłam to naświetlić. Z mojego punktu widzenia, oczywiście.
Dodaj napis
Możecie powiedzieć, że nie ma co narzekać, tylko trzeba się wziąć do roboty, może i bez pracy nie ma kołaczy, może to i prawda. Gdzieś czytałam, że nikt lepiej nie ukręci bata na wolny zawód, niż jego przedstawiciele i jest to prawda. Czy 10 lub 12 zł za godzinę to dobra stawka? Można by powiedzieć, że tak, ale nie do końca. Co innego dostawać 12zł za godzinę netto, albo chociaż brutto, na umowie o pracę, a co innego dostawać tyle na rękę, ale na własnej działalności. Można pracować za 10zł/h plus prowizja od utargu, co przy 40h tygodniowo da jakąś tam znośną sumę, powiedzmy, że koło 3 tysięcy na miesiąc. No dobrze, dopóki opłacamy preferencyjny ZUS w wysokości w 2015r 446,20zł. Ale to trwa tylko przez dwa lata, po tym okresie składka wzrasta do ok 1000zł, a czy ktoś w firmie się pyta pracownika- przepraszam, czy pan opłaca preferencyjny ZUS, czy już nie? Oczywiście, że się nie pyta, pensję masz taką samą. No chyba, że po 2 latach sumiennej pracy dostaniesz podwyżkę, ale podwyżka to potwór z Loch Ness, prędzej chyba wylecisz z roboty, niż ją zobaczysz. Jedynym sensownym rozwiązaniem jest łączenie kilku prac, doba ma 24h, w ciągu dnia wciśniesz dwa dyżury po 6h.
Dodaj napis
Czemu o tym piszę? Nie jestem jakąś anarchistką, nie uważam, że to wina państwa, bo ja doskonale wiem, że to wina pracodawców, a nie kogoś innego. Weterynaria działą na zasadzie małych firm, zatrudniających po kilka- kilkanaście osób, więc rachunek jest prosty- szef musi zapłacić pracownikom pensje, a reszta (po odliczeniu kosztów stałych) trafia do jego kieszeni. Im mniej zapłaci, tym więcej ma. Dołączmy do tego niepewną sytuację młodych osób na rynku pracy, które zaraz po studiach godzą się na pracę za 10zł/h, zgadzają się na 200h godzin pracy w miesiącu, bo wierzą, że ciężka praca zostanie jakoś nagrodzona. Nic bardziej mylnego i taka biedna dusza w końcu wyczerpana rzuca pracę, tylko po to, żeby trafić na kolejnego podobnego wyzyskiwacza. Nie chcę generalizować i nie mówię, że każdy jest taki, może to nieliczne przypadki, ale piszę to z własnego doświadczenia oraz z zasłyszanych historii. 
Dużo też zależy od nastawienia szefa, bo jeśli widzę, że szef też ma nocne dyżury i siedzi w pracy po 18h, to wiem, że angażuje się w swoją firmę. Co innego, jeśli szef wpada sobie na chwilkę do firmy, robi to, co akurat musi, a zaraz potem wypada, mówiąc, że ma ważne spotkanie na mieście itd. No może jeszcze w przelocie powie, że lekarz w szpitalu na dyżurze pracuje też po 18h, więc w czym problem, albo że on by chciał płacić swoim pracownikom tyle, ile lekarz weterynarii zarabia na zachodzie, no ale NIE MO-ŻE. 

I jaki z tego wniosek? Może taki, że sami się na to zgadzamy. Może taki, że weterynaria to hobby dla żon bogatych mężów i mężów bogatych żon. Może taki, że trzeba otwierać własne lecznice, a jeśli ktoś nie chce, boi się kredytu i zobowiązań, to musi pracować za te 10zł/h. Resztę wniosków wyciągnijcie sami. 
A może wniosek jest taki, że trzeba szukać innej pracy?

Nie wymieniam nikogo z nazwiska, ani nie podaję zbyt oczywistych cech, więc nikt nie ma prawa czuć się urażony, choć dla osób związanych bezpośrednio z pewnymi firmami będzie pewnie jasne, o kim pisałam ;)

Komentarze

Tyle po ciężkich studiach z miłości do zwierzątek
Kocia matka pisze…
Pfff ja wiedziałam, że tak będzie i będzie jeszcze gorzej.
Saril pisze…
Dlatego trzeba wyjechać.

Popularne posty