Boho party

Ostatnio od kilku tygodni obiecuję sobie, że zacznę pisać moją książkę, ale wychodzi na to, że trudno mi nawet napisać notkę na bloga. Może blog to już przedawnione medium, teraz na topie jest instagram i vlogi. W zasadzie za każdym razem notka ma taki sam schemat, piszę, że dawno nie pisałam i opisuję kilka swoich ostatnich dni. Jeszcze za każdym razem dodaję, jaki miałam intensywny okres, hihi. W znaczeniu okres jako czas.
W ciągu ostatniego miesiąca byłam z koleżankami na działce, potem robiłam zdjęciam psom w schronisku, pojechałam ze znajomym robić zdjęcia w rozpadającym się pałacyku w Otwocku, do którego mama na pewno by mi nie pozwoliła wejść, byłam wreszcie w Max Burgers (i to dwa razy), byłam modelkę na pokazie w gabinecie kosmetycznym koleżanki, byłam na dwóch plenerach jednodniowych, pojechałam do Olsztyna na 3 dni, oddałam samochód do warsztatu i nawet go odebrałam po naprawie. Jeszcze pierwszy raz w życiu jechałam wypożyczonym Pankiem, ale ta wątpliwa przyjemność trwała tylko 5 minut. Nie umiem jeździć automatem i na razie wolę nie ryzykować, bo pamiętam a) jak prawie spadłam w przepaść b) zderzenie z samochodem widmo. Po 32 latach życia już nauczyłam się rozpoznawać ten charakterystyczny skok adrenaliny i mrowienie z tyłu głowy mówiące, że to kurde nie jest dobry pomysł.
Z żadnego z tych dwóch plenerów nie przywiozłam za dużo zdjęć, a w zasadzie nie spodziewam się dużej ilości zdjęć, bo fizycznie przywiozłam tylko jednego instaxa. Na jeden pojechałam pod koniec dnia, a wtedy wszyscy się zbierali albo już byli pijani, więc tylko wypiłam piwo bezalko w miłym towarzystwie, wypaliłam kilka fajek i wróciłam do domu. A drugi plener był typowo komercyjny i była na nim dość przypadkowa zbieranina fotografów, więc z tego względu średnio to oceniam. Cóż, nie zawsze dobrze żre.
Dlaczego Boho Party? bo szukałam pomysłów na dekoracje i takie hasło mi wyskoczyło przypadkiem w googlach.
Jeszcze kilka słów, co do Olsztyna. Byłoby wszystko super, gdyby nie zapalenie pęcherza, ale zapalenie pęcherza miałam dlatego, że tam pojechałam, więc coś za coś. Pływałam sobie na go w pięknym jeziorze, gdzie nie było ludzi. Było super, bo było ciepło i świeciło słońce, i nie było super, bo przy pełnym słońcu trudno robić zdjęcia. Najśmieszniej było, gdy weszłam w zagęszczenie grążeli przy brzegu jeziora, gdzie jeszcze leżał zwalony pień drzewa, bo chciałam tam mieć piękne piękne zdjęcia, i bardzo się zdziwiłam, gdy zapadłam się w szlamie i zbutwiałym drewnie po kolana. Dobra wiadomość jest taka, że nie trafiłam stopą na żadnego trupa.

Komentarze

Popularne posty