Szwedzkie słodycze
taki Dalahast by kosztował milion złotych koron |
Zacznę od cen w Szwecji- jeśli chodzi o jedzenie, to dla Polaka jest drogie i nie ma sensu przy zakupie przeliczać tego na złotówki. Oto kilka przykładów- szwedzka korona (SEK) jest warta ok. 50 groszy, a ceny są takie:
- duża paczka chipsów- 21 SEK
- kawa w McDonaldzie- 24 SEK
- banany 19 SEK/ kg
- pizza na mieście- 120-180 SEK
- piwo na mieście- 30- 60 SEK
Więcej cen nie pamiętam, bo zgubiłam paragon, ale ogólnie są dwa razy wyższe, niż w PL.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiod7oi3bwmkbXZcSjarlWDmVnhpzqzQjMgWhlcHrKWT20RaxkBiaZrRfzsmvMZv8Umk_3E-PElpN4J_llkdTJdq_iNjMuy4UObjmHbZqBK-YsHGo_lNSg6zLfjvAunQ3us5k2HtvBH72R6/s320/WP_20160627_14_23_03_Pro%255B1%255D.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhP7k5CbB4yhT9KTj8j2NH5MX9R1-QcpGSHKATttalhLgVExdrNENxrve0WRPNlGI5bOZiB8edx1i_I6U66VfpVtJNY3FyseMi4JCL3Rxq7YgRI2VMoYCbcdwJnJuTnojLmaGWO01cqu_7N/s320/WP_20160625_11_59_15_Pro%255B1%255D.jpg)
Nie jest to guma do żucia, trudno opisać tego konsystencję, bo w Polsce nie jadłam czegoś podobnego, trochę przypominają żelki, ale nie są tak ciągnące, trudno jest urwać kawałek palcami, bo są gumowate, ale gryzie się łatwo, nie ciągnie się jak krówki czy żelki. Wersja miętowa pachnie lukrecją (opisz zapach lukrecji- trochę anyżkowa, trochę palona, jak kwas chlebowy, trochę jak karmel?), ale w smaku zdecydowanie przebija miętowe nadzienie, podobne jak w czekoladkach After Eight- mocna, mentolowa, chłodząca mięta, słodka. Bardzo smaczne, oceniam wysoko- 9/10!
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJkz-z07KpW8Zr5CnOhg9-sunbvVLZsw5tJSF4ZYfdmhhzPejQG6hAWKMzctQxpz3b76BzDlFnfZTBwv0YwAfpAeLez-1GcgUO4zxFcxCdZQ_s0Ui8yn0zChyphenhyphenCX63OT3YI_1W3VkjrKnxC/s320/WP_20160629_11_31_55_Pro%255B1%255D.jpg)
Inne smaki mają jeszcze mniej wyczuwalną lukrecję, ale dzięki temu jest to lukrecja przyswajalna dla Polaka- bo, jak wiadomo, lukrecja w czystej postaci jest dla Polaków trująca, a przynajmniej niejadalna ;)
Kolejnym zakupem były cukierki z fińskiej lukrecji- jak widać, 99 SEK za 1 kg, a za paczuszkę 31 SEK. Dostępne były różne wersje smakowe, wybrałam taką, bo była kolorowa. Była też np. solona lukrecja, ale na to się nie odważyłam. Tu, podobnie jak w przypadku Pingwina, mamy cukierki o smaku lukrecji z dodatkami, dodatkowo mają różne śmieszne kształty. Mają smaki cytrynowe, truskawkowe, karmelowe, owocowe i różne inne, trudne do odróżnienia. Konsystencja podobna do Pingwina, nie lepią się, nie rozpuszczają, ale trochę mniej smaczne. Smak lukrecji subtelny. Częstowałam innych tymi cukierkami i raczej wszystkim smakowały. Ocena 7/10.
A teraz last, but not least- chipsy koperkowe! Absolutny MUST HAVE w Szwecji, co prawda nie są to słodycze, ale gdybym miała zjeść w Szwecji tylko jedną rzecz, to by były te chipsy. Te akurat kosztowały 21 SEK, ale paczka wielka, 270 gramów, więc starczyły mi na Sztokholm, autobus, samolot i jeszcze zostało kilka okruszków. Grube, porządne chipsy, podobne do Lay's Max, smakują jak młode ziemniaczki z koperkiem, czyli pysznie i cudownie! Chyba najlepsze chipsy, jakie jadłam (a może i nie, ale jak powiem, że najlepsze chipsy jadłam w Sztokholmie, to będzie taki wielki świat i ą ę ;) ) A więc ocena- 10/10!
Zostało mi do opisania jeszcze kilka szwedzkich rzeczy, np. raksalad, KEX, chlebki, kannebulle, Daim, burgery z Maxa (szwedzki McDonald, ale lepszy od Makusia), piwo Falcon, ale to następnym razem.
Komentarze
Prześlij komentarz
Twoja opinia jest dla nas cenna i pomaga nam w samorozwoju.